Oshi no Ko sezon 2 to coś, na co czekałam z niecierpliwością od momentu, gdy skończyłam czytać mangę. Kiedy pierwszy sezon trafił na ekran, byłam absolutnie zachwycona – jak udało się przenieść te emocje, dramaty i złożone postacie w tak wizualnie dopracowany sposób! Ale po tym, jak skończyłam mangę, wiedziałam, że sezon drugi to będzie prawdziwa uczta. Nie oglądałam żadnych zapowiedzi ani spoilerów, bo chciałam przeżyć te sceny jeszcze raz, tym razem w wersji anime.
Wiedziałam, co się stanie, i mimo to byłam zafascynowana każdym szczegółem. Te kluczowe momenty, te pełne napięcia dialogi i emocje, które dosłownie wylewają się z ekranu, sprawiają, że serce bije szybciej. No i te cudowne animowane sceny! Czuć, że studio naprawdę postarało się oddać każdy szczegół, a zwłaszcza animację w tych najbardziej emocjonujących momentach, jak finałowy występ Kana – absolutny szczyt!
Poza tym, głębia postaci jest nie do porównania z większością innych serii. To, co w mandze czytało się z lekkim smutkiem i szokiem, w anime nabrało zupełnie nowego wymiaru. Widzimy, jak Ai żyje w pamięci swoich dzieci, jaką rolę pełnią w tym wszystkim inne postacie… a z drugiej strony ten genialnie ukazany świat showbiznesu i jego okrutne oblicze.
Co mnie jeszcze bardziej uderzyło, to sposób, w jaki anime kontynuuje pewne wątki z pierwszego sezonu – rozwój postaci, nieoczekiwane zwroty akcji, a także to, jak ten dramat przeplata się z komedią i codziennymi trudami bohaterów. Aż trudno uwierzyć, że to tylko 12 odcinków, które tak wciągają.
Pod względem fabularnym, to jak mamy do czynienia z głęboką analizą ludzkich emocji, pragnień i ambicji w świecie showbiznesu, sprawia, że to nie jest tylko zwykłe anime o idolach. To historia o życiu, śmierci, miłości i zdradzie. Zdecydowanie to arcydzieło, które zasługuje na szersze uznanie.
Szczerze, czuję się szczęściarą, że mogłam zobaczyć to wszystko na ekranie, nawet jeśli już znałam zakończenie. Warto było czekać. Warto było oglądać. Oshi no Ko 2. sezon to zdecydowanie 1000/10.
Oshi no Ko sezon 2 to coś, na co czekałam z niecierpliwością od momentu, gdy skończyłam czytać mangę. Kiedy pierwszy sezon trafił na ekran, byłam absolutnie zachwycona – jak udało się przenieść te emocje, dramaty i złożone postacie w tak wizualnie dopracowany sposób! Ale po tym, jak skończyłam mangę, wiedziałam, że sezon drugi to będzie prawdziwa uczta. Nie oglądałam żadnych zapowiedzi ani spoilerów, bo chciałam przeżyć te sceny jeszcze raz, tym razem w wersji anime. Wiedziałam, co się stanie, i mimo to byłam zafascynowana każdym szczegółem. Te kluczowe momenty, te pełne napięcia dialogi i emocje, które dosłownie wylewają się z ekranu, sprawiają, że serce bije szybciej. No i te cudowne animowane sceny! Czuć, że studio naprawdę postarało się oddać każdy szczegół, a zwłaszcza animację w tych najbardziej emocjonujących momentach, jak finałowy występ Kana – absolutny szczyt! Poza tym, głębia postaci jest nie do porównania z większością innych serii. To, co w mandze czytało się z lekkim smutkiem i szokiem, w anime nabrało zupełnie nowego wymiaru. Widzimy, jak Ai żyje w pamięci swoich dzieci, jaką rolę pełnią w tym wszystkim inne postacie… a z drugiej strony ten genialnie ukazany świat showbiznesu i jego okrutne oblicze. Co mnie jeszcze bardziej uderzyło, to sposób, w jaki anime kontynuuje pewne wątki z pierwszego sezonu – rozwój postaci, nieoczekiwane zwroty akcji, a także to, jak ten dramat przeplata się z komedią i codziennymi trudami bohaterów. Aż trudno uwierzyć, że to tylko 12 odcinków, które tak wciągają. Pod względem fabularnym, to jak mamy do czynienia z głęboką analizą ludzkich emocji, pragnień i ambicji w świecie showbiznesu, sprawia, że to nie jest tylko zwykłe anime o idolach. To historia o życiu, śmierci, miłości i zdradzie. Zdecydowanie to arcydzieło, które zasługuje na szersze uznanie. Szczerze, czuję się szczęściarą, że mogłam zobaczyć to wszystko na ekranie, nawet jeśli już znałam zakończenie. Warto było czekać. Warto było oglądać. Oshi no Ko 2. sezon to zdecydowanie 1000/10.